Hmm...nie ubóstwiam wszelkiego rodzaju szarlotek...Tak już mam, że najbardziej lubię jabłka nieprzetworzone. No może za wyjątkiem ryżu z jabłkami, który zresztą za mną chodzi ostatnimi czasy.
To ciasto powstało pewnie tylko dlatego, że miałam za dużo jabłek. Z przepisem na polewę do pieczonych jabłek natknęłam się kiedyś w jakimś czasopiśmie, świetna! Chyba ta polewa sprawiła właśnie, że ciasto nabrało charakteru. Całkiem smaczne, ale kolejnych wariacji na temat jabłeczników nie będę popełniała w najbliższym czasie.
Składniki:
4 duże kwaskowate jabłka
4 jajka
200 g mąki pełnoziarnistej
5 łyżek mąki ziemniaczanej
pół szklanki oleju
5 tabletek stewii
2 łyżeczki proszku do pieczenia
pół małego kubeczka jogurtu naturalnego bez cukru (drugie pół wypił kot :))
sok z połówki cytryny
ok. 100 g posiekanych orzechów włoskich
cynamon
3-4 łyżki miodu
3 łyżki rumu
Jaja utarłam z rozkruszoną stewią oraz olejem. Wsypałam obie mąki z proszkiem do pieczenia, wlałam jogurt oraz dodałam orzechy i całość wymieszałam. Masę przełożyłam do tortownicy. Na masie rozłożyłam pokrojone w cieniutkie plasterki jabłka i skropiłam sokiem z cytryny oraz posypałam cynamonem. Ciasto wstawiłam do rozgrzanego do 170 stopni piekarnika i piekłam ok. 50 minut. Na 10 minut przed końcem, przykryłam ciasto folią, żeby jabłka za bardzo się nie spiekły.
Miód włożyłam do rondelka i rozpuściłam, następnie dodałam rum i wymieszałam. Wystudzone ciasto polałam zimną polewą i odstawiłam na 2 godziny (polewa lekko zastygnie na jabłkach).
